-Wyrok w imieniu Republiki Niemieckiej. Po rozpoznaniu sprawy przeciwko pani Sarze Kamińskiej uznaje się ją za winną zarzucanego jej czynu i skazuje na dożywotni zakaz zbliżania się do pana Billa Kaulitza na odległość bliższą niż 40 metrów oraz odszkodowanie w wysokości tysiąca Euro. Proszę usiąść.
Zimny wiatr rozwiewał jej długie, rozpuszczone włosy, kiedy delikatnie drżąc oczekiwała na swojego adwokata, który spotkał na sądowym korytarzu przyjaciela z dawnych lat i wdał się w przedłużającą się rozmowę. Nienawidziła czekać. Dręczył ją uciążliwy ból głowy po dwóch godzinach spędzonych w dusznej sali. Ciągle powracały urywki zdań, lodowate spojrzenia kierowane w jej stronę.
Czasami pragnęła wszystko porzucić. Naprawdę. Pięć lat, tysiące niespełnionych marzeń, setki zdjęć, dziesiątki opowiadań. Nic nieznaczące spojrzenie na ostatnim koncercie. Złapana butelka po wodzie. Błahe kłamstwa nastoletniej fanki.
Jej życie nie było wymarzoną wędrówką, na którą składały się zagraniczne podróże, eksluzywne hotele
i spotkania z inspirującymi ludźmi, którymi mogłaby pochwalić się na facebooku. W szarej rzeczywistości praktycznie nikt nie kliknął "lubię to", kiedy dodała zdjęcie z wakacji. Usłyszała na szkolnym korytarzu, że przypominała odrobinę zmokłą kurę z tymi mokrymi włosami po basenie. Widać też było, że ma problemy
z cerą.
Na lekcjach nie było lepiej. Była córką zwykłego chirurga, który nie należał do najbardziej znanych
i bogatych w mieście, ale był całkiem dobry w swoim zawodzie. Wybrała, na przekór namową rodziny, klasę o profilu matematycznym. Myślała, że podoła. Nie podołała tak, jakby chciała. I nie była córką ekonomistów, więc nikogo nie obchodziła. Chciała uciec.
Oni dawali jej ucieczkę. Ich muzyka, ich ososbowości, spotykanie innych fanów.
Marznąc, nerwowo spoglądała na wyświetlacz iPhona, oczekując odpowiedzi na zadane przez siebie pytanie. Kilka sekund później urządzenie zawibrowało.
-Hej! Cieszę się, że wszystko poszło dobrze - usłyszała radosny ton swojej koleżanki.
-Widzimy się dzisiaj, o dwudziestej? - Ucięła szybko dyskusję, udając z wprawą, że wszystko jest
w porządku. - W klubie Galaxy - dodała, wywracając oczami na ciszę panującą po drugiej stronie. Westchnęła zirytowana. - Idziesz czy nie?
-Sarah, nie uważasz, że to wszystko zabrnęło trochę za daleko... Ty i oni...
-Słuchaj, mam nowy plan - przerwała koleżance cichym, ale zdecydowanym głosem. Kopnęła kolejny kamyk, upewniając się, że jej adwokat nie opuścił jeszcze budynku sądu. - Co byś powiedziała, gdybyś niedługo została ciocią? Może nawet chrzestną?
-To nie może być to, o czym myślę. Sarah, posłuchaj mnie, to szaleństwo - jej koleżanka wydawała się coraz bardziej przestraszona. Zawsze była tchórzem.
-Nie byłabym dobrą matką? To dziecko... Ono mogłoby wszystko zmienić. Wszystko - stwierdziła pewnie.
-Obsesyjnej miłości pozbawionej wzajemności nie scali jakieś dziecko, nie bądź naiwna. Poświęciłaś dla niego całe swoje życie, a on... Nawet nie wie, że istniejesz - urwała, bojąc się, że powiedziała zbyt dużo. Jednak po chwili dodała szeptem - Kim będziesz teraz Sarah? Ich prostytutką?
-Od dzisiaj nazywam się Sienna - warknęła czarnowłosa. - Żałuję, że do ciebie zadzwoniłam. Nic nie rozumiesz - dodała i zerwała połączenie. Osunęła się bezwładnie po bocznych drzwiach samochodu
i schowała twarz w dłoniach. Przecież gdyby cały świat grał fair, ona też nigdy by nie oszukiwała.