środa, 1 października 2014

Rozdział 3

Moja długa nieobecność jest spowodowana studiami, na których niekoniecznie się odnajduję oraz towarzyszami niedoli, którzy dzielą się na tych, z którymi piję i na tych, którzy odwracają się ode mnie na zajęciach lol. Więc to tyle. 


3 listopada
W ciągu dnia nie miałam problemów ze snem. Mogłam położyć się w dowolnym miejscu i już po kilku minutach zasypiałam. Wieczorami, kiedy było ciemno i chicho, wpatrywałam się w sufit i bałam się zamknąć oczy.
Najgorzej, moi kochani uczniowie, to być takimi dziobakami. Siedzieć, zakuwać, niewiele rozumieć. Nie za dobrze się ubierać. Nie udzielać się społecznie. Później kończycie szkołę, przychodzicie tydzień później na matury i nikt już nie pamięta waszych imion. W życiu trzeba być kimś. Większość z was nie ma to szans. Nie mówię tego złośliwie, jestem po prostu szczera z natury, moi drodzy… Ale walczcie sobie dalej, walczcie, może komuś się uda... Teraz przejdziemy do usprawiedliwień za ostatni tydzień...
 Słowa, na które nie zwracałam uwagi w ciągu dnia, wieczorami wydawały mi się ważne. Wstałam. Wyciągnęłam z torby aparat, włączyłam komputer. Po chwili uważnie oglądałam ostatnie ujęcia na ekranie. Nie obcięłam nikomu ani głowy ani butów. Balans bieli był poprawny. Kilka zdjęć było wyostrzonych tak, jak chciałam. Byłam też zadowolona ze światła. Ale wciąż coś mi przeszkadzało.
Bill Kaulitz wyglądał dzisiaj jeszcze lepiej niż podczas poprzedniej sesji zdjęciowej. Był wyspany i radosny, a pod koniec osobiście podziękował wszystkim członkom ekipy. Potrząsnął też moją ręką. Ułamek sekundy dłużej niż reszcie. Ale to mogło być złudzenie.
-Jestem przyzwyczajony do innego rodzaju pracy – wytłumaczył David Jost, wskazując na krzesło znajdujące się koło jego biurka. Sam zajął miejsce po przeciwnej stronie.
-Asystenci. Wyświetlanie zdjęć na komputerze. Wspólne konsultacje. W pani przypadku działanie jest... Raczej skromne.
Gabinet Josta był niewielki. Zgromadził w nim wiele książek, płyt, czasopism oraz błahych rodzinnych pamiątek przykrytych warstwą kurzu. Jedynie na potężnym biurku panował względny porządek. Albo tuż przed moim wejściem menadżer przeniósł stos papierów na jedną z półek w regale.
-Obiecuję, że pana nie zawiodę – zapewniłam.
Nie miałam zdjęć, które mogłabym mu pokazać. Coś przeszkadzało mi we wszystkich ujęciach, które wykonałam.
-Proszę mnie zrozumieć – rozłożył ręce. – Szanuję pani dorobek artystyczny. Rozumiem, że to pani sposób pracy i nie chciałbym go kwestionować. Chciałbym jednak zobaczyć efekty pracy. Po następnej sesji zdjęciowej – dodał.
Szkoda, że nie wiedziałam, co mi przeszkadza.
-Dobrze – zgodziłam się i bez pożegnania opuściłam pomieszczenie.
Byłam w końcu ekscentryczną fotografką. Czasami mogłam zapominać o kulturze osobistej.
Ubrałam czapkę. Chciałam jak najszybciej opuścić budynek.
*
-Nie uciekaj - usłyszałam zdecydowany głos. Po krótkiej chwili ktoś chwycił mój nadgarstek i szarpnął moim ciałem. Już nie uciekałam.
-Mogę? - Zapytał kpiąco, zachowując pozory dobrego wychowania. Sięgnął po mój aparat.
Miał czekoladowe oczy. Zazwyczaj unikałam wzroku mojego rozmówcy.
-Przecież nic nie wiesz o fotografii - skrzyżowałam ręce. - Na dodatek to tylko pierwsze próby i będzie jeszcze obróbka komputerowa.
Kiedy wpatrywałam się w jego oczy, mogłam sobie wyobrażać, że jest Billem.
-Są poprawne - ocenił.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Może tylko mnie wydawało się, że im czegoś brakuje.
-Ale mieliśmy już setki takich zdjęć - oddał mi aparat. -I nie potrzebujemy kolejnych.
Tym razem pozwolił mi odejść.
-Zwróć uwagę na ostatnie ujęcie - krzyknął. Zanim zdążyłam się odwrócić, zniknął już za drzwiami budynku.
Włączyłam aparat. Odnalazłam ostatnie ujęcie. Rozmazane. Chyba nieudane...
*
-Alex, potrzebuję pomocy.
Dziewczyna stała w drzwiach. Udawała, że jeszcze się zastanawia, ale wiedziałam, że wkrótce wpuści mnie do środka. Alex pomagała innym nawet wtedy, kiedy tego nie potrzebowali. Wyczytała kiedyś w gazecie, że Tom ma problemy ze sławą. I chodzi na terapię do drogiego psychologa. Alex mogłaby mu pomóc.
-Potrzebuję asystentki fotograficznej - wyznałam, kiedy podała mi małą filiżankę kawy i kruche ciasteczko.
-Osoby, która będzie targać za tobą sprzęt? - Zapytała, ściszając program muzyczny w telewizji. Zaprzeczyłam.
-Kogoś, kto będzie oceniać moje zdjęcia na ekranie komputera. Trochę kręcić głową. Pomagać w ocenie naświetlenia.

Oby Tom był nią bardziej zainteresowany, niż Bill mną. 

środa, 10 września 2014

Rozdział 2

Dziękuję za wszystkie komentarze i wszystkich czytelników. Bądźcie ze mną dalej proszę :)
Przepraszam, dodatku nie ma, bo jednak stwierdziłam, że nie pasuje. Dzisiaj dodano mój pierwszy oficjalny sylabus na jakiś okropny przedmiot biolomolo. Spóźniłam się dwa dni z rozdziałem. I byłam dzisiaj zazdrośnicą, trochę mi wstyd. W związku z powyższymi argumentami napisałam coś dłuższego i wprowadziłam chłopców, żeby się lepiej poczuć. Mam nadzieję, że dotrwacie do końca ;)


27 października
Kiedyś mama porzuciła tatę, spakowała dwie walizki i wyjechała. Przeprowadziła się do Berlina, a my nie mieliśmy już walizek, tylko wielki plecak na dalekie podróże. Wynajmowała apartament ze swoim chłopakiem. Później zamieniła chłopaka na lepszego, który miał mały dom na obrzeżach miasta. Od tego czasu mogłam bezkarnie pomieszkiwać w jej mieszkaniu bez jej wiedzy, kiedy tylko miałam na to ochotę. Dzięki temu poznałam nocne życie w Berlinie. Może powinnam jej podziękować.
W Berlinie było zupełnie inaczej niż w moim rodzinnym mieście. Głośniej i szybciej, więcej ludzi, wyższe budynki, bardziej zanieczyszczone powietrze. Czasami stałam na przystanku i wcale nie czekałam na żaden autobus, zresztą nie miałam ani biletu ani celu podróży. Obserwowałam nieznajome twarze. Wymyślałam różne historie. To było nawet zabawne, chociaż bezproduktywne. Marnowałam czas, czekając na noc.
Kiedy wybijała dwudziesta pierwsza, miałam mocny makijaż i ubierałam krótką, obcisłą sukienkę. Potem tylko szpilki i perfumy Diora. Szłyśmy na miasto. Ja, Alex i siostry Schwarz.
Członkowie Tokio Hotel byli idolami z przeszłości. Mgliście pamiętałam ich plakat wyrwany z Bravo na mojej ścianie. Chyba ich lubiłam. Z drugiej strony na tablicy korkowej przypięłam też kiedyś fotografię Led Zeppelin, chociaż nie przesłuchałam ani jednego ich utworu. Po prostu pasowali do klimatu w moim pokoju. Tak mi się wydawało.
-Sara Kamińska! - Donośny głos mojej wychowawczyni wybudził mnie z letargu. Mogłaby spokojnie mówić znacznie ciszej, ale widocznie lubiła, kiedy słuchali ją także wszyscy zgromadzeni na korytarzu. - Masz usprawiedliwienie za wczoraj?
-Tak - potwierdziłam, grzebiąc w torbie. Po krótkiej chwili znalazłam odpowiedni zeszyt i zaniosłam do biurka. Spojrzała pobieżnie na kilka zdań napisanych przeze mnie dwie godziny temu i na niedbale podrobiony podpis ojca. Narysowała ogromną parafkę i odprawiła mnie gestem dłoni.
Uczniowie w tylnych ławkach zajmowali się odrabianiem zaległej pracy domowej albo grą w karty, licząc na wygraną pieniężną. Osoby siedzące bliżej wychowawczyni spały. Mniejszość sprawdzała aktualizację statusów na facebooku. Moi drodzy, nie traktujcie mnie, jakbym była ograniczona intelektualnie. Nie wiem czego was uczą wasi rodzice w tych waszych domach. Ja dobrze wiem, że wszyscy oszukujecie. Wagarujecie. Zostajecie w domu, a oni wam pozwalają na takie budowanie życia na kłamstwie. To jest po prostu odrażające. Tak nie będzie w żadnej pracy. Jeszcze się na tym przejedziecie. Ale ja nic nie widzę i nic nie słyszę...
-Wstawaj, muszę jakoś wyjść - poczułam silne uderzenie w ramię. Szybko wstałam i przepuściłam moją sąsiadkę z ławki. Zebrałam porozrzucane zeszyty i długopis, pospiesznie wychodząc z klasy.
W kieszeni poczułam wibrację mojej komórki. David Jost poinformował mnie, że oficjalnie otrzymałam zlecenia na wykonanie fotografii Tokio Hotel do nadchodzącego wydawnictwa zespołu.
*
28 października
Sara Kamińska żałowała za swoje przewinienia, przyrzekła już nigdy nie zakłócać spokoju Billa Kaulitza, a jej matka zapłaciła odszkodowanie. Adwokat ostrzegł ją, że następnym razem może nie udać jej się już tak łatwo.
Dobrze, że Sienna była wolnym człowiekiem.
-Poproszę jeden bilet ulgowy do Berlina - kobieta w okienku zmierzyła mnie nieprzyjemnym wzrokiem.
-Legitymacja - zażądała.
Wyciągnęłam z portfela dokument i jej podałam. Pokręciła głową. Mruknęła do siebie, że ta dzisiejsza młodzież to w ogóle jest niezrozumiała jak wyższa matematyka. I kto to ich wypuszcza z domu w takim stroju. Podała mi bilet. Nie podziękowałam.
Pociąg był względnie nowoczesny. Ostatni raz przed wyjazdem sprawdziłam czy wszystko zabrałam. Mała torba podróżna, portfel, komórka, ładowarka, aparat fotograficzny i podręcznik jak robić dobre zdjęcia dla średniozaawansowanych ukryty w książce kucharskiej.
Kiedyś byłam całkiem niezłym fotografem. Może nie miałam wystarczającej wiedzy ani umiejętności, ale spędzałam każdą chwilę na szukaniu ciekawych ujęć. Miałam całkiem dobrą lustrzankę i kilka obiektywów. Później poszłam do liceum i wszystko się zmieniło.
-Cześć Sara - w słuchawce zabrzmiał ciepły głos mojej koleżanki. - Cieszę się, że u ciebie już lepiej. Spotkałam wczoraj twoją mamę na klatce. Może to dobrze, że odpoczniesz trochę od Berlina... Od nas - dodała szybko.
-Też tak uważam - uśmiechnęłam się sztucznie, chociaż moja rozmówczyni nie mogła mnie zobaczyć. - Wiesz, mam za chwilę fizykę. Więc nie mam za dużo czasu.
Pociąg stanął na pierwszej stacji.
-Ja też mam przerwę. Chciałam się tylko upewnić, że wszystko w porządku.
Wsiadło kilkoro pasażerów z walizkami.
-To już się upewniłaś? - Zapytałam. - To cześć.
Podszedł do mnie konduktor. Bez słowa podałam mu legitymację i bilet.
-Nie! Masz rację, Sara. Dzwonię w innej sprawie - jej głos lekko zadrżał.
-Jakiej? - Dobrze znałam odpowiedź.
-Sara, myślałaś, że się nie domyślę? Sienna Fahrer, zawodowy fotograf... Coś mi to przypomina. A tobie?
-Mnie nie. Posłuchaj Alex, o nic się nie martw.
-Nagle dostajesz pracę i będziesz robić zdjęcia zespołowi. Z zerowym doświadczeniem i z cudzym portfolio…
-Zajmij się swoim życiem, a ja zajmę się swoim. A jeśli chciałabyś powiedzieć coś mojej matce pamiętaj, że ja nigdy cię nie wsypałam. Uwierz, że mogłam – ta rozmowa zaczynała mnie już nużyć
-Ale jak ci się to, na Boga, udało?
-Możesz się śmiać, ale byłam tylko u fryzjera. To cześć.
Rozłączyłam się.
*
Kiedy weszłam do pomieszczenia, stał wyprostowany. Mówił głośno i gestykulował. Wokół niego zebrał się sztab profesjonalistów, którzy przysłuchiwali się jego słowom.
Znałam go lepiej niż samą siebie. Przeczytałam wszystkie artykuły w gazetach krajowych, a przede wszystkim zagranicznych. Dla niego chodziłam na intensywny kurs niemieckiego. Kiedy dowiedziałam się, że jego ulubionym filmem jest Pulp fiction, oglądałam go kilkanaście razy, żeby zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Nasze znaki zodiaku, według kilku horoskopów, miały ogromne szanse na stworzenie romantycznego i energetycznego związku. Nie miał czasu na czytanie książek, więc ja też przestałam. Zamiast do księgarni zaglądałam do Empiku po płyty.
-Mój lewy profil jest lepszy od prawego. Bardziej arystokratyczny - Bill Kaulitz nie potrząsnął mojej dłoni. Nie spojrzał na mnie. Był zajęty uważnym obserwowaniem swojej twarzy w lustrze. - Więc nie życzę sobie żadnych zdjęć z prawym profilem. Moje prawe ucho jest znacznie mniejsze od lewego. To zaburza równowagę. Poza tym jedno pasmo włosów z prawej strony, o to, zawsze się kręci. Nieważne, ile go prostuję, po pięciu minutach znowu się pokręci i wtedy to już wyglądam po prostu koszmarnie...
Biedny Bill!
-Pani jeszcze nie jest gotowa? - Wrzasnął menadżer zespołu i koordynator całego projektu David Jost tuż koło mnie. Podskoczyłam, nieświadoma, że zdążył się pojawić w pomieszczeniu.
Zaczęłam wyciągać mój sprzęt z torby i przygotowywać aparat do wykonywania zdjęć.
-Płacimy za każdą minutę, którą spędzamy w tym studiu - uściślił Jost, przenosząc wzrok ze mnie na resztę ekipy. - Dlatego nie możemy marnować czasu na stanie i nicnierobienie. Postać można na zewnątrz.
Wizażystki zaczęły biegać i poprawiać wszystkich w zasięgu wzroku. Gustav nie chciał zmienić czarnej koszuli na szarą ze złotym orłem. Georg rozmawiał z kimś przyciszonym głosem przez telefon. Toma nigdzie nie widziało.
-Oczywiście, oczywiście – silił się na spokój Jost. – Płacimy za każdą minutę, ekipa na miejsca, dopiąłem wszystko na ostatni guzik, a Toma nie ma. Pewnie, po co miałoby się przychodzić punktualnie…
Nie słuchałam słów menadżera. Błądziłam wzrokiem za Billem, który wciąż nie mógł się zdecydować, który z dwóch naszyjników wybrać. Minęło już dziesięć minut odkąd przekroczyłam próg pomieszczenia. Powinien już coś poczuć. Poczuć, że ja, jego przeznaczenie, jestem w tym samym pomieszczeniu.
Drzwi uderzyły o ścianę. Do pomieszczenia wszedł Tom w ciemnych okularach, nieprzygotowany do żadnych ujęć, ale z szerokim uśmiechem. Wesoło zamachał na powitanie Jostowi, który ostentacyjnie zignorował ten gest pojednania.
Wszyscy byliśmy gotowi. Światła ustawione.
Bill dalej mnie nie zauważył.
-Tylko nie zapomnij włączyć aparatu, kochana! – Mruknął Tom. Zmierzył mnie złośliwym wzrokiem i mrugnął.

Chyba nie mógł mnie rozpoznać…

wtorek, 2 września 2014

Rozdział 1

Ogłoszenia!
-Mam nadzieję, że akcja będzie zrozumiała. Starałam się na miarę moich możliwości :)
-Prolog był napisany w trzeciej osobie. Od pierwszego rozdziału wszystkie części będą napisane w pierwszej osobie, wyłączając epilog.
-Mam dla was jeszcze specjalny krótki dodatek, inside look w życie Tokio Hotel, który nie pasuje do całej formy tego opowiadania, ale go napisałam i chyba w tym tygodniu go dodam jako mały prezent na wczesną gwiazdkę czy coś takiego.

dwa tygodnie później, 20 października
Po ostatniej rozprawie mojego procesu sądowego mama powiedziała, żebym więcej nie pakowała się w kłopoty. Ma w planach, żeby potrącić mi z kieszonkowego za odszkodowanie, ale musi jeszcze ustalić wszystko z tatą. Tata w rozmowie telefonicznej z Polski stwierdził, że porozmawiamy jutro, bo dzisiaj strasznie się spieszy na banku i nie może oderwać myśli od wpływowego potencjalnego klienta. Kiedy jutro nadeszło, ja wróciłam do Polski, a on wpadł do mieszkania po dwudziestej wieczorem, zdążył tylko zdjąć buty i marynarkę, padł na kanapę i spał jak suseł. Następne dni przyniosły kolejne codzienne problemy niecierpiące zwłoki. Sprawa sądowa została zapomniana.
Fryzjerka uważnie przyglądała się mojemu odbiciu w lustrze.
-Może rudy? Wybrałybyśmy jasny odcień, byłoby widać zmianę pozostając jednak w delikatnej kolorystyce - zaproponowała.
-Jestem zdecydowana na czarny - odparłam stanowczo.
-Tylko farbujemy? - Fryzjerka wstała i podeszła do półki z farbami. Jej ręka delikatnie zadrżała, kiedy sięgnęła po wskazany przeze mnie kolor.
-Obcinamy, około 10 centymetrów. I jeszcze chciałabym mieć grzywkę - dodałam.
-I pewnie fakt, że twoje czoło nie jest zbyt wysokie nie będzie miało wpływu na twoją decyzję? - Spytała obojętnie, wyciągając nożyczki z szuflady. Pokręciłam przecząco głową.
-Nie. Żadnego - potwierdziłam.
Ludzie niechętnie decydowali się na zmiany. W sprawach fryzur większość mieszkańców mojego miasta była konserwatywna. Może dlatego, kiedy wśród tłumu czterdziestoletnich fałszywych blondynek i starszych pań kręcących swoje krótkie włosy zobaczyłam młodą kobietę nie bojącą się eksperymentów nie potrafiłam przestać jej obserwować. Rude włosy z niebieskimi końcówkami zwracały uwagę. Głośna rozmowa przez telefon i żywa gestykulacja również.
Na szczęście moja fryzura była już gotowa. Przepłaciłam, bez słowa zgadzając się na wygórowaną cenę. Przeglądnęłam się krótko swojemu odbiciu w lustrze zawieszonym przy drzwiach. Wyglądałam trochę inaczej. Miałam nadzieję, że wystarczająco różniłam się od Sary Kamińskiej, która zeznawała w sądzie.
W kieszeni trzymałam małą kartkę papieru, którą wyjęłam kolorowej kobiecie z kieszeni płaszcza. Moją nadzieję. I mój plan na przyszłość.
-Hej Antek - powiedziałam cicho do telefonu, rozglądając się po ulicy. Potrzebuję pomocy od twojego brata. Nowy dowód osobisty - dodałam.
Po krótkiej ciszy odezwał się mój rozmówca.
-Cześć Sara, myślę, że mogę ci to załatwić. Jakie dane?
-Wszystko prześlę ci e-mailem. Będę bardzo wdzięczna.
-Może w ramach podziękowania dasz się zaprosić do kina? - Przewróciłam oczami.
-Próbuj dalej. Dzięki i do zobaczenia.
*
21 października
Od kiedy skończyłam osiemnaście lat dwa dni temu nieustannie padał deszcz. Chwilami tylko kropił i optymiści ostentacyjnie zamykali parasole. Częściej jednak przeradzał się w prawdziwą ulewę z silnym wiatrem. Synoptycy w telewizorach wciąż twierdzili, że sytuacja jest pod kontrolą. Nie ma zagrożeń powodziowych. Trzeba zachować opanowanie. Najlepiej siedzieć w domu albo poruszać się samochodem, niekoniecznie spacerować.
Moja wychowawczyni nie widziała takiego deszczu przez całe swoje życie. Nie chciała nas martwić ani straszyć, radziła tylko, żeby zabookować sobie bilet na inny kontynent. Potem może być za późno. Ale chwilowo zajmiemy się sytuacją w Polsce w XVI wieku, cukiereczki. Uściślijmy - wy się zajmiecie, na sprawdzianie. Ja się zajmę prasą kolorową.
Polska w XVI wieku i prowadzona przez nią polityka zagraniczna była mi zupełnie obca. Bezmyślnie przepisałam kilka zdań ze ściągi, na resztę pytań odpowiedziały dziewczyny z tyłu, posiłkujące się dodatkowo wiadomościami z internetu. Bezrefleksyjnie przebrnęłam przez kolejną godziną lekcyjną, byłam w tym całkiem niezła.
-Hej - zatrzymał mnie męski głos. Odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego szatyna. Był rok starszy albo rok młodszy, nigdy nie potrafiłam określić z pewnością daty jego urodzenia. - Zrobiłaś coś z włosami? - Zapytał, nie zwracając uwagi na mój pośpiech.
Wzruszyłam ramionami.
-Zmieniłam kolor. Skróciłam. I mam teraz grzywkę - wyliczyłam. - Chociaż czoło podobno nieodpowiednie.
-Dla mnie super. Brat mówił, żebym ci się przyjrzał - uśmiechnął się jeszcze szerzej. Spojrzałam na niego wyczekująco. Wyjął z plecaka reklamówkę niewielkich rozmiarów. - Będziesz zadowolona, mój brat to fachowiec. Muszę iść na matmę, mam sprawdzian. Do zobaczenia - pomachał mi i zniknął w tłumie uczniów. Chyba chodzi do klasy o jakimś ścisłym profilu... Albo jest po prostu prymusem i uczy się wszystkiego.
Liceum ogólnokształcące sąsiadowało z przedwojennymi kamienicami, nie wyróżniało się na ich tle, jednak miało typowy PRL-owski, płaski dach. Czasami, kiedy zmrużyłam oczy, widziałam je w technikolorze. Granica między szkołą a pozostałymi budynkami była płynna. Po drugiej stronie ulicy toczyło się prawdziwe życie towarzyskie. Młodzież z kolorowymi parasolkami i cienkimi papierosami zawzięcie dyskutowała o marnej jakości artystycznej współczesnej muzyki popularnej.
Jedynym plusem mojej szkoły był fakt, że znajdowała się niedaleko dworca kolejowego czyli pociągu pędzącego prosto do Berlina.
Na ławce w parku rozpakowałam paczkę od Antka. Nowy dowód osobisty, nowa legitymacja i nowe życie.
Kiedyś ucieknę na zawsze i rozpocznę moje lepsze, nowe życie z Billem Kaulitzem w Berlinie. Już niedługo.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Prolog

-Wyrok w imieniu Republiki Niemieckiej. Po rozpoznaniu sprawy przeciwko pani Sarze Kamińskiej uznaje się ją za winną zarzucanego jej czynu i skazuje na dożywotni zakaz zbliżania się do pana Billa Kaulitza na odległość bliższą niż 40 metrów oraz odszkodowanie w wysokości tysiąca Euro. Proszę usiąść.
Zimny wiatr rozwiewał jej długie, rozpuszczone włosy, kiedy delikatnie drżąc oczekiwała na swojego adwokata, który spotkał na sądowym korytarzu przyjaciela z dawnych lat i wdał się w przedłużającą się rozmowę.  Nienawidziła czekać. Dręczył ją uciążliwy ból głowy po dwóch godzinach spędzonych w dusznej sali. Ciągle powracały urywki zdań, lodowate spojrzenia kierowane w jej stronę. 
Czasami pragnęła wszystko porzucić. Naprawdę. Pięć lat, tysiące niespełnionych marzeń, setki zdjęć, dziesiątki opowiadań. Nic nieznaczące spojrzenie na ostatnim koncercie. Złapana butelka po wodzie. Błahe kłamstwa nastoletniej fanki. 
Jej życie nie było wymarzoną wędrówką, na którą składały się zagraniczne podróże, eksluzywne hotele 
i spotkania z inspirującymi ludźmi, którymi mogłaby pochwalić się na facebooku. W szarej rzeczywistości praktycznie nikt nie kliknął "lubię to", kiedy dodała zdjęcie z wakacji. Usłyszała na szkolnym korytarzu, że przypominała odrobinę zmokłą kurę z tymi mokrymi włosami po basenie. Widać też było, że ma problemy 
z cerą. 
Na lekcjach nie było lepiej. Była córką zwykłego chirurga, który nie należał do najbardziej znanych 
i bogatych w mieście, ale był całkiem dobry w swoim zawodzie. Wybrała, na przekór namową rodziny, klasę o profilu matematycznym. Myślała, że podoła. Nie podołała tak, jakby chciała. I nie była córką ekonomistów, więc nikogo nie obchodziła. Chciała uciec.
Oni dawali jej ucieczkę. Ich muzyka, ich ososbowości, spotykanie innych fanów. 
Marznąc, nerwowo spoglądała na wyświetlacz iPhona, oczekując odpowiedzi na zadane przez siebie pytanie. Kilka sekund później urządzenie zawibrowało.
-Hej! Cieszę się, że wszystko poszło dobrze - usłyszała radosny ton swojej koleżanki.
-Widzimy się dzisiaj, o dwudziestej? - Ucięła szybko dyskusję, udając z wprawą, że wszystko jest 
w porządku. - W klubie Galaxy - dodała, wywracając oczami na ciszę panującą po drugiej stronie. Westchnęła zirytowana. - Idziesz czy nie?
-Sarah, nie uważasz, że to wszystko zabrnęło trochę za daleko... Ty i oni...
-Słuchaj, mam nowy plan - przerwała koleżance cichym, ale zdecydowanym głosem. Kopnęła kolejny kamyk, upewniając się, że jej adwokat nie opuścił jeszcze budynku sądu. - Co byś powiedziała, gdybyś niedługo została ciocią? Może nawet chrzestną? 
-To nie może być to, o czym myślę. Sarah, posłuchaj mnie, to szaleństwo - jej koleżanka wydawała się coraz bardziej przestraszona. Zawsze była tchórzem.
-Nie byłabym dobrą matką? To dziecko... Ono mogłoby wszystko zmienić. Wszystko - stwierdziła pewnie.
-Obsesyjnej miłości pozbawionej wzajemności nie scali jakieś dziecko, nie bądź naiwna. Poświęciłaś dla niego całe swoje życie, a on... Nawet nie wie, że istniejesz - urwała, bojąc się, że powiedziała zbyt dużo. Jednak po chwili dodała szeptem - Kim będziesz teraz Sarah? Ich prostytutką?
-Od dzisiaj nazywam się Sienna - warknęła czarnowłosa. - Żałuję, że do ciebie zadzwoniłam. Nic nie rozumiesz - dodała i zerwała połączenie. Osunęła się bezwładnie po bocznych drzwiach samochodu 
i schowała twarz w dłoniach. Przecież gdyby cały świat grał fair, ona też nigdy by nie oszukiwała.