Dziękuję za wszystkie komentarze i wszystkich czytelników. Bądźcie ze mną dalej proszę :)
Przepraszam, dodatku nie ma, bo jednak stwierdziłam, że nie pasuje. Dzisiaj dodano mój pierwszy oficjalny sylabus na jakiś okropny przedmiot biolomolo. Spóźniłam się dwa dni z rozdziałem. I byłam dzisiaj zazdrośnicą, trochę mi wstyd. W związku z powyższymi argumentami napisałam coś dłuższego i wprowadziłam chłopców, żeby się lepiej poczuć. Mam nadzieję, że dotrwacie do końca ;)
27 października
Kiedyś mama porzuciła tatę, spakowała
dwie walizki i wyjechała. Przeprowadziła się do Berlina, a my nie mieliśmy już
walizek, tylko wielki plecak na dalekie podróże. Wynajmowała apartament ze
swoim chłopakiem. Później zamieniła chłopaka na lepszego, który miał mały dom
na obrzeżach miasta. Od tego czasu mogłam bezkarnie pomieszkiwać w jej
mieszkaniu bez jej wiedzy, kiedy tylko miałam na to ochotę. Dzięki temu
poznałam nocne życie w Berlinie. Może powinnam jej podziękować.
W Berlinie było zupełnie inaczej niż w
moim rodzinnym mieście. Głośniej i szybciej, więcej ludzi, wyższe budynki,
bardziej zanieczyszczone powietrze. Czasami stałam na przystanku i wcale nie
czekałam na żaden autobus, zresztą nie miałam ani biletu ani celu podróży.
Obserwowałam nieznajome twarze. Wymyślałam różne historie. To było nawet
zabawne, chociaż bezproduktywne. Marnowałam czas, czekając na noc.
Kiedy wybijała dwudziesta pierwsza,
miałam mocny makijaż i ubierałam krótką, obcisłą sukienkę. Potem tylko szpilki
i perfumy Diora. Szłyśmy na miasto. Ja, Alex i siostry Schwarz.
Członkowie Tokio Hotel byli idolami z
przeszłości. Mgliście pamiętałam ich plakat wyrwany z Bravo na mojej ścianie.
Chyba ich lubiłam. Z drugiej strony na tablicy korkowej przypięłam też kiedyś
fotografię Led Zeppelin, chociaż nie przesłuchałam ani jednego ich utworu. Po
prostu pasowali do klimatu w moim pokoju. Tak mi się wydawało.
-Sara Kamińska! - Donośny głos mojej
wychowawczyni wybudził mnie z letargu. Mogłaby spokojnie mówić znacznie ciszej,
ale widocznie lubiła, kiedy słuchali ją także wszyscy zgromadzeni na korytarzu.
- Masz usprawiedliwienie za wczoraj?
-Tak - potwierdziłam, grzebiąc w torbie.
Po krótkiej chwili znalazłam odpowiedni zeszyt i zaniosłam do biurka. Spojrzała
pobieżnie na kilka zdań napisanych przeze mnie dwie godziny temu i na niedbale
podrobiony podpis ojca. Narysowała ogromną parafkę i odprawiła mnie gestem
dłoni.
Uczniowie w tylnych ławkach zajmowali się
odrabianiem zaległej pracy domowej albo grą w karty, licząc na wygraną
pieniężną. Osoby siedzące bliżej wychowawczyni spały. Mniejszość sprawdzała
aktualizację statusów na facebooku. Moi drodzy, nie traktujcie mnie, jakbym
była ograniczona intelektualnie. Nie wiem czego was uczą wasi rodzice w tych
waszych domach. Ja dobrze wiem, że wszyscy oszukujecie. Wagarujecie. Zostajecie
w domu, a oni wam pozwalają na takie budowanie życia na kłamstwie. To jest po
prostu odrażające. Tak nie będzie w żadnej pracy. Jeszcze się na tym
przejedziecie. Ale ja nic nie widzę i nic nie słyszę...
-Wstawaj, muszę jakoś wyjść - poczułam
silne uderzenie w ramię. Szybko wstałam i przepuściłam moją sąsiadkę z ławki.
Zebrałam porozrzucane zeszyty i długopis, pospiesznie wychodząc z klasy.
W kieszeni poczułam wibrację mojej
komórki. David Jost poinformował mnie, że oficjalnie otrzymałam zlecenia na
wykonanie fotografii Tokio Hotel do nadchodzącego wydawnictwa zespołu.
*
28 października
Sara Kamińska żałowała za swoje
przewinienia, przyrzekła już nigdy nie zakłócać spokoju Billa Kaulitza, a jej
matka zapłaciła odszkodowanie. Adwokat ostrzegł ją, że następnym razem może nie
udać jej się już tak łatwo.
Dobrze, że Sienna była wolnym człowiekiem.
-Poproszę jeden bilet ulgowy do Berlina -
kobieta w okienku zmierzyła mnie nieprzyjemnym wzrokiem.
-Legitymacja - zażądała.
Wyciągnęłam z portfela dokument i jej
podałam. Pokręciła głową. Mruknęła do siebie, że ta dzisiejsza młodzież to w
ogóle jest niezrozumiała jak wyższa matematyka. I kto to ich wypuszcza z domu w
takim stroju. Podała mi bilet. Nie podziękowałam.
Pociąg był względnie nowoczesny. Ostatni
raz przed wyjazdem sprawdziłam czy wszystko zabrałam. Mała torba podróżna,
portfel, komórka, ładowarka, aparat fotograficzny i podręcznik jak robić dobre
zdjęcia dla średniozaawansowanych ukryty w książce kucharskiej.
Kiedyś byłam całkiem niezłym fotografem.
Może nie miałam wystarczającej wiedzy ani umiejętności, ale spędzałam każdą
chwilę na szukaniu ciekawych ujęć. Miałam całkiem dobrą lustrzankę i kilka
obiektywów. Później poszłam do liceum i wszystko się zmieniło.
-Cześć Sara - w słuchawce zabrzmiał
ciepły głos mojej koleżanki. - Cieszę się, że u ciebie już lepiej. Spotkałam
wczoraj twoją mamę na klatce. Może to dobrze, że odpoczniesz trochę od
Berlina... Od nas - dodała szybko.
-Też tak uważam - uśmiechnęłam się
sztucznie, chociaż moja rozmówczyni nie mogła mnie zobaczyć. - Wiesz, mam za
chwilę fizykę. Więc nie mam za dużo czasu.
Pociąg stanął na pierwszej stacji.
-Ja też mam przerwę. Chciałam się tylko
upewnić, że wszystko w porządku.
Wsiadło kilkoro pasażerów z walizkami.
-To już się upewniłaś? - Zapytałam. - To
cześć.
Podszedł do mnie konduktor. Bez słowa
podałam mu legitymację i bilet.
-Nie! Masz rację, Sara. Dzwonię w innej
sprawie - jej głos lekko zadrżał.
-Jakiej? - Dobrze znałam odpowiedź.
-Sara, myślałaś, że się nie domyślę?
Sienna Fahrer, zawodowy fotograf... Coś mi to przypomina. A tobie?
-Mnie nie. Posłuchaj Alex, o nic się nie
martw.
-Nagle dostajesz pracę i będziesz robić
zdjęcia zespołowi. Z zerowym doświadczeniem i z cudzym portfolio…
-Zajmij się swoim życiem, a ja zajmę się
swoim. A jeśli chciałabyś powiedzieć coś mojej matce pamiętaj, że ja nigdy cię
nie wsypałam. Uwierz, że mogłam – ta rozmowa zaczynała mnie już nużyć
-Ale jak ci się to, na Boga, udało?
-Możesz się śmiać, ale byłam tylko u
fryzjera. To cześć.
Rozłączyłam się.
*
Kiedy weszłam do pomieszczenia, stał
wyprostowany. Mówił głośno i gestykulował. Wokół niego zebrał się sztab
profesjonalistów, którzy przysłuchiwali się jego słowom.
Znałam go lepiej niż samą siebie.
Przeczytałam wszystkie artykuły w gazetach krajowych, a przede wszystkim
zagranicznych. Dla niego chodziłam na intensywny kurs niemieckiego. Kiedy
dowiedziałam się, że jego ulubionym filmem jest Pulp fiction, oglądałam go
kilkanaście razy, żeby zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Nasze znaki
zodiaku, według kilku horoskopów, miały ogromne szanse na stworzenie
romantycznego i energetycznego związku. Nie miał czasu na czytanie książek,
więc ja też przestałam. Zamiast do księgarni zaglądałam do Empiku po płyty.
-Mój lewy profil jest lepszy od prawego.
Bardziej arystokratyczny - Bill Kaulitz nie potrząsnął mojej dłoni. Nie
spojrzał na mnie. Był zajęty uważnym obserwowaniem swojej twarzy w lustrze. -
Więc nie życzę sobie żadnych zdjęć z prawym profilem. Moje prawe ucho jest
znacznie mniejsze od lewego. To zaburza równowagę. Poza tym jedno pasmo włosów
z prawej strony, o to, zawsze się kręci. Nieważne, ile go prostuję, po pięciu
minutach znowu się pokręci i wtedy to już wyglądam po prostu koszmarnie...
Biedny Bill!
-Pani jeszcze nie jest gotowa? - Wrzasnął
menadżer zespołu i koordynator całego projektu David Jost tuż koło mnie.
Podskoczyłam, nieświadoma, że zdążył się pojawić w pomieszczeniu.
Zaczęłam wyciągać mój sprzęt z torby i przygotowywać
aparat do wykonywania zdjęć.
-Płacimy za każdą minutę, którą spędzamy
w tym studiu - uściślił Jost, przenosząc wzrok ze mnie na resztę ekipy. -
Dlatego nie możemy marnować czasu na stanie i nicnierobienie. Postać można na
zewnątrz.
Wizażystki zaczęły biegać i poprawiać
wszystkich w zasięgu wzroku. Gustav nie chciał zmienić czarnej koszuli na szarą
ze złotym orłem. Georg rozmawiał z kimś przyciszonym głosem przez telefon. Toma
nigdzie nie widziało.
-Oczywiście, oczywiście – silił się na
spokój Jost. – Płacimy za każdą minutę, ekipa na miejsca, dopiąłem wszystko na
ostatni guzik, a Toma nie ma. Pewnie, po co miałoby się przychodzić punktualnie…
Nie słuchałam słów menadżera. Błądziłam
wzrokiem za Billem, który wciąż nie mógł się zdecydować, który z dwóch
naszyjników wybrać. Minęło już dziesięć minut odkąd przekroczyłam próg pomieszczenia.
Powinien już coś poczuć. Poczuć, że ja, jego przeznaczenie, jestem w tym samym
pomieszczeniu.
Drzwi uderzyły o ścianę. Do pomieszczenia
wszedł Tom w ciemnych okularach, nieprzygotowany do żadnych ujęć, ale z
szerokim uśmiechem. Wesoło zamachał na powitanie Jostowi, który ostentacyjnie
zignorował ten gest pojednania.
Wszyscy byliśmy gotowi. Światła
ustawione.
Bill dalej mnie nie zauważył.
-Tylko nie zapomnij włączyć aparatu,
kochana! – Mruknął Tom. Zmierzył mnie złośliwym wzrokiem i mrugnął.
Chyba nie mógł mnie rozpoznać…